piątek, 30 stycznia 2015

Zniszcz mnie…

Napluj, żuj, weź pod prysznic czy na spacer, wysmaruj czymkolwiek, podziuraw i zrób, co tylko jeszcze przyjdzie ci do głowy. Spokojnie, nie oszalałam jeszcze. Tak mniej więcej brzmią zadania stawiane „czytelnikom” notesu (bo chyba nie można tego nazwać książką) pod nazwą Zniszcz Ten Dziennik. Proponowane polecenia mają podobno przekształcić destrukcję w kreację, uruchomić wyobraźnię i wyrazić emocje. Mają być swoistą formą artystycznego wyżycia się.  Dziennik stał się bestsellerem i zrobił furorę głównie wśród nastolatków. Właściwie mnie to nie dziwi, gdyż ludzie w tym wieku często ulegają modowej fali niekonwencjonalnego produktu na rynku. Uwielbiam czytać książki i może dlatego jestem przeciwniczką traktowania ich w taki kreatywny sposób. Dla mnie ten produkt jest raczej formą psychoterapii, którą być może autorka przeszła w ten sposób i którą teraz z ogromnym zyskiem sprzedaje innym. Ufam, że ci bardziej rozsądni „czytelnicy” nie wykonają wszystkich poleceń dosłownie. Natomiast strach pomyśleć, co zrobią desperaci o chorej wyobraźni wykonujący z zadowoleniem polecenie typu-Tutaj zbieraj martwe robaki.  Brr… Osobiście wolałabym pieniądze wydać na bilet do kina lub kawę z przyjaciółką.


Takie jest moje zdanie. Licznych sympatyków tej pozycji w księgarniach nie zamierzam krytykować, lecz raczej zrozumieć. Widać, że mamy różne gusty i różne potrzeby wyrażania siebie. Szanować jednak możemy się nawet mając odrębne zdania. Mam nadzieję, że jest to kolejna moda, która jak każda przychodzi i odchodzi.


 robaki2

czwartek, 29 stycznia 2015

Szansa na nowe standardy w Radzie Miasta

Wczorajsza sesja  była jak zwykle ciekawym (dla słuchającego z boku) spotkaniem radnych i burmistrza w celu uchwalenia ważnych spraw dla naszego miasta. Rozpatrzono projekty uchwał, były dyskusje i zapytania radnych, jednym słowem standardowa procedura . Moją szczególną jednak uwagę zwróciła kwestia podniesiona pod koniec sesji,  dotycząca obecności radnych na sesjach i komisjach. Radni Lużyńska i Pietrucha zwrócili uwagę na fakt, iż często ich koleżanki lub koledzy nie są obecni przez cały czas na posiedzeniach-znacznie się spóźniają, wychodzą w połowie sesji  bez słowa i  już nie wracają. Często co niektórzy  przesypiają (czyżby przykład wzięty z ław sejmowych? ). Diety jednak biorą w całości ponieważ na liście się podpisali. W ich przekonaniu to po prostu nieuczciwe i nieeleganckie zachowanie. Tu się z nimi całkowicie zgadzam i popieram. Poprosili Przewodniczącego Rady, by ten kontrolował i wyciągał wnioski/konsekwencje wobec  takiej  postawy niezdyscyplinowanych radnych.  Wywołało to krótką lecz burzliwą dyskusję. Radny Dec zaproponował zakończenie tego wątku argumentując  tym, że to wyborcy wyciągną wnioski i ocenią  niechlubny zwyczaj niektórych radnych. Zwracam uwagę jednak, że wyborcy ocenią dopiero za 4 lata, więc  warto może najpierw wsłuchać  się w to co mają do powiedzenia na ten konkretny temat już dziś. 


Jest takie mało eleganckie powiedzenie (ale jakie zachowanie takie powiedzenie )- nająłeś się na psa to szczekaj.  Zostałeś człowieku radnym to zachowuj się jak na radnego przystało-uczciwie, z zaangażowaniem, godnie pracuj. Nikt nikogo nie zmusza bycia radnym.  Jeśli  twoje obowiązki rodzinne, zawodowe lub inne nie pozwalają Ci na pełne uczestnictwo i pracę w posiedzeniach to po co pchasz się do Rady Miasta, zrzeknij się mandatu. Daj szansę innej osobie, która chce w pełni pracować na rzecz miasta i mieszkańców. Każdy z nas rozumie, że są czasem wypadki losowe, które przekreślają wcześniej zaplanowane obowiązki radnego. Nikt o takie rzeczy nie ma pretensji  bo są rzeczy , których przewidzieć się nie da. Jednak warto chyba zmienić ten dotychczasowy  niechlubny zwyczaj  wychodzenia z sesji i wprowadzić zmiany w statucie miasta regulujące takie zachowanie, a tym samym wprowadzić nowe standardy w Radzie Miasta.


spanie

środa, 28 stycznia 2015

Marki to powód do euforii

Jakiś czas temu pisałam o Markach jako mieście brudnym, zaniedbanym i rozwijającym się w wolnym tempie. Tu zdania dalej nie zmieniam. Natomiast znalazłam jeden powód, by z przyjemnością chwalić się , że mieszkam w tym mieście. …chodzi o nazwę przynajmniej.


Mapa Polski aż roi się od nietypowych nazw miejscowości, które dziwią, śmieszą czy wręcz szokują. Zastanawiamy się kto i dlaczego nazwał tak te miejsca i w duchu cieszymy się, że mieszkamy  w „normalnym ” mieście. Każda z tych nazw ma oczywiście swoją etymologię i historyczne źródła , od której pochodzi  ale przecież nikt z nas o niej wcześniej nie słyszał. W Polsce jak się okazuje mamy kilkadziesiąt perełek, których nazwa czasem szokuje lub śmieszy.


Oto kilka tylko przykładów tych gorzej kojarzonych:  Stolec , Białykał (do 1999r. Biały Kał), Złe Mięso, Piekło, Pomyje, Lenie Wielkie, Alfonsów, Suczki, Skurgwy, Szwaby, Żebrak, Ostatni Grosz, Koniec  Świata i jeszcze Zgon.


Są też bardziej przyjemne/zabawne nazwy jak: Grzeczna Panna, Tumidaj, Nowe Laski, Nowe Rumunki, Całowanie, Niebo, Parafianka, Bujny Książe, Królowa Polska czy też Zimna Wódka.


Mamy również  światowe nazwy typu Ameryka, Czechy, Paryż, Betlejem, Ruska Wieś, Wenecja, Bagdad, Szwecja, Rzym czy Syberia.


Sami zatem widzicie, że mówiąc mieszkam, pracuję, pochodzę z Marek możemy być zadowoleni, bo nic szokującego, sprośnego czy zabawnego z tą nazwą nikomu nie może się  kojarzyć… co najwyżej  z niewielkim półświatkiem.


r2       13_04_S8-Marki2

piątek, 23 stycznia 2015

Jeannette Kalyta -zwykła kobieta i niezwykła położna

Każda  przyszła marecka (choć nie tylko) mama myśli z mniejszym bądź wiekszym niepokojem o czekającym ją porodzie. To niezwykłe wydarzenie każda  z nas  chciałaby po latach wspominać  z uśmiechem na twarzy  i szczęściem w sercu. Dlatego dzisiejszy wpis dotyczy znanej polskiej położnej, którą szczerze polecam każdej ciężarnej z Marek.


Jeannette Kalyta to położna z 25-letnim stażem, profesjonalistka w swoim zawodzie i rewolucjonistka w polskim położnictwie  do dziś zmieniająca jego oblicze. Jest  najbardziej  rozpoznawalną położną w Polsce i najbardziej renomowaną  w Warszawie. Nazywana często „położną gwiazd” powtarza niezmiennie od lat, że swym zawodem służy każdej ciężarnej. To również matka, kobieta z klasą lecz przede wszystkim położna z prawdziwym powołaniem.


Gdyby zapytać dziś starsze pokolenie kobiet jak kiedyś rodziło się w szpitalach, to wiekszość z nich nie chciałaby wracać do tych wspomnień. Przedmiotowe traktowanie ciężarniej, poród bez odrobiny intymności, ból, lęk oraz izolacja matek od noworodków (nie mówiąc już o obecności ojca przy porodzie) to powszechny zwyczaj dawnych porodówek. Dziś wygląda to inaczej. Porody rodzinne już nikogo nie dziwią, znieczulenie zewnątrzoponowe pozwala w znacznym stopniu znieść ból porodowy, rodzące mają dostęp do pojedyńczych, przytulnych sal i przede wszystkim tuż po narodzinach dzieci są od razu przy swoich mamach co pozwala obojgu na szczególną więź bliskości i jedności. O takie właśnie warunki i takie standardy zabiegała Jeannette Kalyta.


Odważna położna, bo jako młoda stażystka, wbrew przyjętym wówczas praktykom, położyła tuż po porodzie na brzuch matki  nowonarodzone dziecko. Tym niestandardowym zachowaniem (Boże, cóż za czasy to były?!) naraziła się wielce swojemu ówczesnemu środowisku położnych i lekarzy co pokazuje jak przedmiotowo dawniej traktowano rodzącą i dziecko. Przez kolejne lata z dużą determinacją walczyła o godny, intymny i w przyjaznych warunkach szpitalnych  poród i połóg. Uczyła swoje koleżanki empatii oraz  pełnego oddania swej podopiecznej. Dziś widać, że wygrała tę walkę. Dziś Jeannette Kalyta to marka sama w sobie. Z przyszłymi mamami stara spotykać się jeszcze długo przed porodem, by nawiązać nić wzajemnego zaufania, zachęca oboje rodziców do uczestnictwa w szkole rodzenia. O Jej licznych walorach i zawodowym dorobku w polskim położnictwie długo jeszcze by pisać. Dlatego po więcej informacji odsyłam do internetu. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej jaką jest osobą i położną to polecam do przeczytania wywiad pod tym linkiem http://www.styl.pl/magazyn/wywiady/news-jeannette-kalyta-dziecko-przyjme,nId,1089493 . Niezwykle ciekawy, szczery, miejscami poruszajacy,  wyczerpujący w charakterystyce człowieka jakim jest Jeannette.


Przyszłe mareckie mamy życzę Wam byście w okresie ciąży, porodu i połogu trafiały wyłącznie na takie położne jak Jeannette  Kalyta. Matka i dziecka są dla niej najważniejsze. Nasze drogi na gruncie zawodowym dwukrotnie w przeszłości się skrzyżowały i  dlatego z czystym sumieniem polecam jej doświadczenie i  oddanie.


Polecam także  wydaną ostatnio Jej książkę  „Położna. 3550 cudów narodzin”. Jest podsumowaniem 25-letniej pracy w tym zawodzie, opisem wielu przyjętych porodów i  swiadectwem kim dla rodzącej jest położna  i jak wygląda jej praca. Książka z miejsca stała się bestsellerem. Znana aktorka  Anna Mucha na swoim blogu pisała, że pochłonęła ją  w kilka godzin. A to chyba najlepsza recenzja dla książki.


jeannette Kalyta

wtorek, 20 stycznia 2015

Facelook

Wielu ludzi zaczyna i kończy dzień z facebookiem. Portal ten stał się częścią życia wielu ludzi na całym świecie. Swoje profile mają  na nim prawie wszyscy nasi znajomi, mają politycy, celebryci, urzędy, firmy, a nawet najwyżsi dostojnicy. Ja również mam na nim konto i często z niego korzystam. Powodów jest kilka:

-dostęp do ciekawych wydarzeń społecznych, politycznych lub sportowych  bez konieczności kupowania codziennej prasy


-szybka i darmowa możliwość „odgrzania ” znajomości  z ludźmi , z którymi straciłam kontakt lub mieszkają od dawna za granicą


-wiele informacji mogę łatwiej oraz szybciej uzyskć i  przekazać dalej


-mogę śledzić ciekawe dyskusje i na bieżąco w nich uczestniczyć poprzez swoje komentarze


-szybka reakcja innych na posty typu zgubiłam/znalazłam, poszukuję, gdzie zgłosić, kto naprawi, co się dzieje, itp. to kolejny powód by mieć konto na portalu


- mobilność,  korzystając z telefonu nie muszę siedzieć przed komputerem


- wymiana poglądów i doświadczeń z ludźmi zupełnie obcymi, ale mającymi te same zainteresowania


To tylko kilka korzyści jakie daje mi facebook. Jednak nie jest to dla mnie narzędzie do spędzania czasu. Z osobami, na których mi naprawdę zależy, wolę utrzymywać kontakty osobiste. Jeśli chcę dowiedzieć się, co słychać u moich bliskich przyjaciół  to do nich zwyczajnie  dzwonię.


Na facebooka można spojrzeć również krytycznie. Wiele osób widzi w nim zagrożenie. Oto niektóre przykłady:


-uzależnia pochłaniając większość naszego cennego czasu. Każdą wolną chwilę poświęcamy by zajrzeć na profil, bo być może ktoś coś nowego napisał


-brak prywatności. Zagrożeniem są nie tylko włamania na konta, ale także samo wykorzystanie naszych danych przez serwisy czy niebezpieczne aplikacje


-portale społecznościowe uwydatniają wszelkie patologie społeczne(pedofilia, rozwiązłość)


-łatwość obrzucenia kogoś wulgaryzmami czy wręcz gnojenia patrząc w szklany ekran laptopa zamiast prosto w oczy


-prawdopodobny handel naszymi danymi


-kradzież tożsamości


-wykorzystywanie kont użytkowników facebooka do propagowania szkodliwego oprogramowania poprzez zachęcanie do polubienia najdziwniejszych witryn


Facebook jak każdy inny portal społecznościowy ma zalety i wady. Używając go z rozwagą można wiele zyskać, podchodząc zaś lekkomyślnie wiele stracić. Póki co cieszmy się pasjami swoich znajomych i w nienachalny sposób dzielmy się swoimi. Wszak wszystko jest dla ludzi, ale z niczym nie należy nigdy przesadzać.


f

czwartek, 15 stycznia 2015

Bezmyślność ludzka nie ma granic ( na Zieleńcu również)

Słysząc w mediach o kolejnym  pogryzieniu przez psa cała aż chodzę.  Media już tyle razy opisywały drastyczne przypadki i dalej niestety są bezmózgowi własciciele, którzy nie mają widać wyobraźni  i nie widzą niczego złego w tym, że ich psy biegają swobodnie po ulicach. Piszę o tym dość emocjonalnie ponieważ mojego syna kilka lat temu pogryzł pies , wiecznie biegający po ulicy bez kagańca i wiecznie spacerujący bez smyczy  z właścicielem. Niestety do tej pory nie zmienił on swoich złych nawyków, mało tego, dzieci  w tej rodzinie przejęły ten sam zwyczaj-do lasu, sklepu czy na spacer psy obok nich idą luzem.  Przysłowiowa krew człowieka zalewa. Niestety na Zieleńcu jest wiele takich osób-głupich ignorantów niedbających o bezpieczeństwo innych. Człowiek jak idzie ulicą, biegnie czy jedzie na rowerze nigdy nie wie kiedy gdzieś z boku wyskoczy jakiś kundel. Cóż , jakie miejsce tacy ludzie.


Sama mam psa, z którym wychodzę na spacer do lasu. Zawsze jednak prowadzony jest na smyczy, bo wiem, że inni też mogą spacerować i mogą bać się  psów. Jednak są i tacy, którzy wchodząc do lasu automatycznie uwalniają psy ze smyczy, sądząc chyba , że są jedynymi  użytkownikami terenu leśnego.Widać, że myślenie to dla niektórych zbyt duży wysiłek.


600 wieksze

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Wielkia Obława Środowisk Prawicowych

Nad fenomenem WOŚP-u nie zamierzam się rozpisywać, bo to fakt oczywisty.Już po raz 23 Orkiestra zagrała w wielu miejscach Polski. W tym jednym dniu czerwone serduszka widaczne były na każdym kroku.


Moją uwagę natomiast przykuł  zmasowany atak środowisk prawicowych wymierzony w Owsiaka. Polowanie czy raczej nagonkę na Niego widać w tym roku szczególnie mocno, a wysyp negatywnych artykułów  jest wyjątkowo obfity. Krytyka ze strony mediów prawicowych dosięgła nie tylko organizatorów, ale również uczestników. Dzieci stojące na dworze z puszkami zaczęły wzbudzać  litość u prawicowych dziennikarzy, rzucająch  pieniądze nazywa się sektą, samą imprezę cyrkiem Owsiaka, a zbiórkę upaństwowionym obowiązkiem. Lista zarzutów wobec  rozliczeń fundacji i samego Owsiaka w tym roku osiągnęła apogeum. Jaki jest cel tej  trwającej od kilku lat obławy na J.Owsiaka? Wydaje mi się , że celem jest głębszy niż dotąd podział Polaków. Do tej pory było więcej zwolenników WOŚP niż przeciwników. Prawicowe środowiska próbują odwrócić ten stosunek. Z jakim skutkiem? Najbliższe lata to pokażą, ale już teraz widać, że powoli osiągają swój cel. Rysa na przysłowiowym szkle już się pojawiła. Osobiście martwi mnie nerwowość  jaką ostanio  zauważa się u J. Owsiaka. Na wszelkie pytania związane z rozliczeniem czy upublicznieniem dokumentów finansowych fundacji reaguje agresją i brakiem odpowiedzi, dając tym samym pożywkę dla swoich przeciwników. Zeszłoroczny incydent z  wchodzeniem na stół, z krzykami o słoiku, rezygnacja ze wszystkiego,głośno komentowane sądzenie się z blogerem i  w końcu tegoroczne wyproszenie dziennikarza z konferencji niestety działa na niekorzyść fundacji  i  samego Owsiaka. Mam nadzieję , że ogromne społeczne zaufanie i poparcie dla WOŚP-u okazywane  przez tyle lat przez miliony Polaków,  przełoży się w konsekwencji na spokój i pewność  organizatorów tej wspaniałej imprezy. Pamiętać także należy, iż dysponując i  rozliczając się z tak ogromnej kwoty jaka jest zbierana podczas finału należy robić to w jak najbardziej transparentny sposób. To najskuteczniejszy sposób na zamknięcie ust przeciwnikom.


Wczoraj odbył się jubileuszowy 10 już marecki finał WOŚP. Zajrzałam tam na chwileczkę. Jak zwykle było pięknie i wesoło. Wolontariusze z pełnymi puszkami przychodzili do ostatnich chwil imprezy, co przełożyło się  na kolejny marecki rekord w kwocie blisko 79 tysięcy. Organizatorzy zadbali o to, by atrakcji dla najmłodszych i tych starszych było wiele, a w licznych licytacjach każdy z uczestników mógł znaleźć coś dla siebie. Ponieważ była to jubileuszowa impreza, w związku z tym obecni na niej byli wszyscy szefowie sztabów organizujący przez te 10 lat  finały WOŚP. Na koniec każdy mógł poczęstoać się przygotowanym specjalnie na tę okazję tortem, a całą imprezę zakończyło światełko do nieba.


DSC_0245DSC_0240DSC_0238

czwartek, 8 stycznia 2015

Je ne suis pas Charlie

Cały świat od wczoraj wstrząśnięty jest tym co wydarzyło się we Francji. Trzech zamachowców wtargnęło do redakcji  tygodnika „Charlie Hebdo”  i zamordowało 12 osób. Oczywiście rozumiem, że to ogromny szok i dramat. Z drugiej jednak strony dziennikarze chyba trochę już przesadzają. Satyra jest częścią naszego życia, ale powinny być w mojej ocenie pewne jej granice. Religia dla każdego wyznawcy jest rzeczą świętą. Uważam, że wolność słowa i prasy (warunek demokracji i rozwoju) nie powinna być jednak wymierzona  w żadną religię. W internecie obejrzałam dużo prześmiewczych scen  drukowanych na łamach tygodnika. Dotykały i upokarzały w nieprzyzwoity sposób wszystkie religie. Cóż mogę napisać-czuję się zniesmaczona. Tak być nie powinno.  I nie przekonuje mnie tłumaczenie redakcji, która broniła się powołując się na obowiązujące we Francji zasady wolności słowa i rozdziału Kościoła od państwa, dające każdemu prawo do krytykowania jakiejkolwiek religii.


Na koniec, żeby była całkowita jasność w tym temacie. Wszelkiego rodzaju akty terroryzmu potępiam i  jednoczę się w walce z nim. Solidaryzuję się w żałobie. Jednak uważam, że należy szanować wolność wyznania, która nie powinna być wyśmiewana czy pogardzana.


Napiszcie jakie jest Wasze zdanie na ten temat.


Papież-Franciszek-i-muzułmanie

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozmawiając z mieszkańcami Zieleńca

W niedzielę zbierałam podpisy pod dwoma projektami , które przygotował Marcin Piotrowski. Jeden z nich dotyczył rewitalizacji Kruczka, drugi ochrony zasobów leśnych przed dewastacją . Oba powstały na rzecz szerszego  projektu o nazwie "EkoMarki - obywatelskie inicjatywy lokalne na rzecz środowiska". Umożliwia on zgłaszanie inicjatyw obywatelskich związanych z ochroną środowiska przez mieszkańców Marek, potem ich realizację w przypadku otrzymania dofinansowania z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Pod obydwoma projektami Marcina Piotrowskiego mieszkańcy podpisali się bardzo chętnie.


Chodząc od domu do domu, objaśniając bliżej projekty, mogłam poznać opinie, bolączki, propozycje mieszkańców dotyczące obszaru Zieleńca. Oto kilka z nich, które najczęściej pojawiały się w rozmowach ze mną.


Pierwszą rzeczą  to fakt, że ludzie mało się znają. Mieszkając od kilku czy kilkunastu lat w tym miejscu znamy tylko najbliższych sąsiadów i to tylko na własnej ulicy. Reszty mieszkańców Zieleńca w ogóle nie kojarzymy. Dlatego uważam, że powinna powstać grupa sąsiedzka, która organizowałaby dwa lub trzy razy do roku wspólne spotkania. Mogłoby to być np. ognisko czy też Dzień Zieleńca. Takie inicjatywy dają możliwość wzajemnego poznania, zabawy, rozmowy, wymiany poglądów czyli zintegrowania mieszkańców. Wszyscy, z którymi rozmawiałam bardzo optymistycznie reagowali na taki pomysł.


Drugą rzeczą  jest brak monitoringu w tym rejonie. Mieszkańcy uważają, że czuliby się znacznie bezpieczniej. Monitoring także być może zmniejszyłby najazd przydrożnych pań z klientami, głównie w krańce ul. Przyleśnej, która graniczy bezpośrednio z lasem. Wskazane również byłoby zamontowanie w granicach zabudowań na tej ulicy szlabanów, które skutecznie uniemożliwiają nieproszonym gościom wjazd autem do lasu. Jednocześnie mieszkańcy tej ulicy zwrócili mi uwagę na inny problem, a mianowicie wąski przejazd tą drogą spowodowany wybudowaniem na Przyleśnej rowu odwadniającego. Właściwie ruch somochodowy możliwy jest w jednym kierunku. Wykręcić  autem osobowym jest bardzo ciężko. Każdym większym (półciężarówką chociażby) niemożliwy.


Kosz na śmieci (jedyny na Zieleńcu) przy placyku zabaw jest mały i bardzo rzadko opróżniany. Mamy mówią, że nie ma przyjemności siedzenia z dziećmi na ławeczce w tak zaśmieconym otoczeniu. Czasem na placyku zabaw przesiaduje młodzież z piwkiem. Czy sprzątają po sobie? Z drugiej strony faktem jest, że na Zieleńcu nie ma więcej innych ławek (prócz tej przy placu zabaw) gdzie można przysiąść podczas spaceru czy spotykania w grupie. Dziś kosz był pusty. Może dlatego, że zabierane były śmieci z posesji i przy okazji…. Szkoda, że wokół kosza dalej nieporządek.


Samochody parkujące na chodniku wzdłuż ul. Głównej to niestety częsty widok. Ta świeża, bardzo ważna i potrzebna inwestycja może być w niedługim czasie zdewastowana przez nas samych. Rozumiem, że ktoś na moment do kogoś przyjechał i nie będzie wjeżdżał na podwórko – logiczne. Lecz zupełnie niezrozumiałym dla mnie jest wielogodzinne, wręcz całodniowe parkowanie na chodniku. Przykładem jest samochód parkujący w rejonie skrzyżowania Głównej i Zachodniej. Notorycznie wiele godzin zaparkowany na chodniku, który dodatkowo utrudnia i naraża na kolizję skręcającym z Zachoniej w stronę centrum Marek. Dla mnie to skrajna bezmyślność.


Inną sprawą poruszaną w trakcie rozmów były aspekty estetyczne. Podam tylko dwa. Pierwszy dotyczy rumowiska po spaleniu domu przy ul. Głównej.  Dosyć już długo nikt z włascicieli nie poczuwa się do uprzątniecia terenu. Fatalna wizytówka i to przy nomen omen głównej ulicy Zieleńca. Chaszcze porastające przed płotami i ogrodzeniami naszych posesji to też częsty widok na Zieleńcu. Ciekawym jest , że w środku teren  jest zadbany(przycięta trawa na zimę, usunięte suche rośliny, zagrabione podwórko). A przecież tak łatwo zrobić to samo za naszym płotem.


Tych kilka spraw opisanych powyżej to efekt 2-godzinej wędrówki i rozmów z mieszkańcami. Widać, że jest duża wola i potrzeba takich rozmów. Szkoda tylko, że okazji do nich brak. Wniosek nasuwa się taki-zanim realizacja projektów w ramach inicjatywy obywatelskiej (możliwa być może dopiero  w dłuższej perspektywie), rozwiążmy wspólnie te problemy, które przy odrobinie chęci i zaangażowania można szybko załatwić. I rozmawiajmy ze sobą jak najwięcej.


DSC_0197DSC_0189DSC_0194DSC_0191

niedziela, 4 stycznia 2015

Wizyta duszpasterska i rozterki wiernych

Zastanawiałam się czy w ogóle pisać na ten temat i jak pisać, by nikogo nie urazić. Po namyśle doszłam do wniosku, że dotyczy on większości mieszkańców i coraz więcej ludzi ma różne przemyślenia w tej kwestii.


Na Zieleńcu zkończyły się właśnie tradycyjne wizyty duszpasterskie. Zwyczaj odwiedzania przez kapłanów domów wiernych ma swoją długą historię. Uważa się, że osoby przyjmujące księdza po kolędzie dają publiczne świadectwo swego przywiązania do Kościoła.


Rozmawiając jednak  z ludźmi, czytając prasę (również tą katolicką) czy słuchając TV można wywnioskować, iż wizyty duszpasterskie z roku na rok stają się dla wielu wiernych drażliwym kłopotem. Dlaczego ? Odpowiedzi jest kilka.


Pytanie przyjmować czy nie przyjmować księdza zadają sobie głównie ludzie młodzi, mieszkający ze sobą  od dłuższego czasu ale bez ślubu. Zwykle obawiają się umoralniających i niechętnych wywodów na swój temat. Nikt tego nie lubi a szczególnie młodzi, którzy w fakcie życia w niesakramentalnym związku nie widzą nic złego. Na szczęście podejście księży zmienia się coraz częściej na in plus w tej kwestii , gdyż liczba osób żyjąch na  tzw. „kocią łapę” jest bardzo duża.


Kolejną kwestią jest niepewność związana z czasem oczekiwania na przyjście księdza. Jeśli zacznie od naszej ulicy to dobrze. Jeśli jednak z drugiego końca obszaru to już gorzej. Domownicy są wówczas „uziemieni” na cały dzień.


Kolejnym kłopotem  jest ofiara, czyli tzw. koperta i dylemat dawać czy nie, a jak już dać to ile? A przecież ofiara nie jest przymusem. Jednak większość z nas czuje się w obowiązku tę kopertę przygotować. Wiemy przecież, że każda ofiara zapisywana jest w kartotece domowników. Dla niektórych ludzi „koperta” jest okazją do wyrównania datków ( tacy), których nie składają jeśli nie uczestniczą często w niedzielnych mszach świętych. Muszę też zaznaczyć, że wielu  księży nie przyjmuje ofiary widząc, że u gospodarzy nie „przelewa się”i nie stać ich na wiele rzeczy.


Czas wizyty duszpasterskiej również jet  sprawą dyskusyjną. Zazwyczaj narzekamy, że jest ona zbyt krótka. Modlitwa, poświęcenie wodą, zapiski w kartotece. Ksiądz zadaje standardowe pytania o pracę, zdrowie czy szkołę dzieci. I już go nie ma. Średnio 12 minut  – tyle trwa wizyta księdza po kolędzie wyliczona przez  Szymona Hołownię (publicystę zajmującego się  tematyką religijną). Z drugiej strony często nie bardzo wiemy, jak się zachować, gdy ksiądz zagaja rozmowę, próbuje się czegoś więcej o nas dowiedzieć. Irytujemy się i traktujemy to jako wścibstwo. A przecież łatwo to zmienić. Wystarczy nie zapominać, że kapłan jest gościem w naszym domu i obowiązują nas wobec niego wszystkie te procedury, które obowiązują wobec każdego gościa. Zapewniam, że wówczas wizyta duszpasterska nie staje się problemem i przebiega w całkiem przyjemnej atmosferze.


Dla mnie kolęda jest możliwością przełamania anonimowości, sposobnością na poznanie i rozmowę z księdzem, którego widuję tylko podczas mszy. Poza tym jak co roku jest doskonałym czasem konfrontacji naszych poglądów, wymiany opinii czy podjęcia polemiki. Nie bójmy i nie wstydźmy się tego bo następna okazja ku temu będzie dopiero za rok.


pap_koleda_kropidlo_388

czwartek, 1 stycznia 2015

Nowy Rok -nowe nadzieje i nowe szanse

Nowy Rok daje nam takiego niezwykłego "kopa", że chcemy zmieniać świat, siebie oraz  wierzymy, że wszystko w tym roku się uda. Ja również jestem pełna optymizmu i zaczynam go w dobrym nastroju. Powodów jest kilka.


Po pierwsze poprzedni rok przeżyłam w pełnym zdrowiu. Banalne ale niezwykle ważne dla dobrego samopoczucia. Mam nadzieję, że 2015 r. będzie dla mnie równie przychylny w tym względzie.


Po drugie liczę na kolejną mnogość i różnorodność inicjatyw ze strony miejskiego Ratusza, mareckich stowarzyszeń i grup nieformalnych na rzecz lokalnej społeczności. Jeśli to się uda wtedy każdy z mieszkańców będzie mógł wybrać  coś atrakcyjnego dla siebie, coś w czym  w pełni się zrealizuje lub w pełni zrelaksuje.


Po trzecie mamy nareszcie nowego Burmistrza. Większość mieszkańców pokłada w Nim wielkie nadzieje i szansę na rozwój naszego miasta.  Dla mnie osobiście (choć dopiero w długoterminowej perspektywie) ważne jest, że w końcu  jest  realna szansa na rewitalizację kamienic (tak ohydnej teraz wizytówki miasta)


Po czwarte jest szansa, że jeśli do Rady Miasta po wyborach uzupełniających w marcu wejdzie człowiek z Zieleńca, to zmian na lepsze będzie na nim coraz więcej.


Po piąte mam nadzieję, że w tym roku powstanie Grupa Sąsiedzka Zieleniec, która bardziej zintegruje mieszkańców i zmobilizuje do społecznego działania na rzecz tego rejonu.


I na koniec mój mały osobisty sukcesik. Ten blog, który prowadzę od miesiąca i który odwiedziło ponad 1000 czytelników. To dla mnie ogromnie ważne, bo pozwala uwierzyć w siebie. To kolejny powód do wejścia w nowy kalendarzowy rok  z dużym optymizmem.


Rok_zdeterminowany_6526702