piątek, 30 stycznia 2015

Zniszcz mnie…

Napluj, żuj, weź pod prysznic czy na spacer, wysmaruj czymkolwiek, podziuraw i zrób, co tylko jeszcze przyjdzie ci do głowy. Spokojnie, nie oszalałam jeszcze. Tak mniej więcej brzmią zadania stawiane „czytelnikom” notesu (bo chyba nie można tego nazwać książką) pod nazwą Zniszcz Ten Dziennik. Proponowane polecenia mają podobno przekształcić destrukcję w kreację, uruchomić wyobraźnię i wyrazić emocje. Mają być swoistą formą artystycznego wyżycia się.  Dziennik stał się bestsellerem i zrobił furorę głównie wśród nastolatków. Właściwie mnie to nie dziwi, gdyż ludzie w tym wieku często ulegają modowej fali niekonwencjonalnego produktu na rynku. Uwielbiam czytać książki i może dlatego jestem przeciwniczką traktowania ich w taki kreatywny sposób. Dla mnie ten produkt jest raczej formą psychoterapii, którą być może autorka przeszła w ten sposób i którą teraz z ogromnym zyskiem sprzedaje innym. Ufam, że ci bardziej rozsądni „czytelnicy” nie wykonają wszystkich poleceń dosłownie. Natomiast strach pomyśleć, co zrobią desperaci o chorej wyobraźni wykonujący z zadowoleniem polecenie typu-Tutaj zbieraj martwe robaki.  Brr… Osobiście wolałabym pieniądze wydać na bilet do kina lub kawę z przyjaciółką.


Takie jest moje zdanie. Licznych sympatyków tej pozycji w księgarniach nie zamierzam krytykować, lecz raczej zrozumieć. Widać, że mamy różne gusty i różne potrzeby wyrażania siebie. Szanować jednak możemy się nawet mając odrębne zdania. Mam nadzieję, że jest to kolejna moda, która jak każda przychodzi i odchodzi.


 robaki2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz