Po serii przeczytanych kryminałów pełnych trupów, psychopatów i zawiłych wątków śledztw wzięłam do ręki coś zgoła odmiennego. W końcu nie samym kryminałem/thrillerem człowiek żyje.
Niebieskie migdały to wesoła, lekko napisana książka o prawdziwych problemach. Czyta się ją błyskawicznie i bardzo przyjemnie, jest pełna humoru, a dialogi przepełnione są ciętymi ripostami. To także powieść o sile prawdziwej, kobiecej przyjaźni, która pomaga przezwyciężyć niejeden problem. Warto też pamiętać jak bardzo pomocna w trudnych sytuacjach może być rodzina, co niestety zbyt rzadko doceniamy. Jednak nawet dziecko, przyjaźń i rodzina nie przyćmią tęsknoty za miłością. Powieść może momentami jest ciut bajkowa, ale która z nas nie marzyła przynajmniej raz o … niebieskich migdałach?
Jest to książka idealna na letni (jeszcze) wieczór. Czyta się szybko i poprawia nastrój pokazując, że prawdziwa miłość wcześniej czy później trafi się każdemu.
Ina (Balbina-imię wymyślone przez lekko szaloną mamę-artystkę)jest początkującą dziennikarką, właścicielką wspaniałych przyjaciół, nadaktywnej rodzicielki i …nieślubnego dziecka.
Wbrew temu, co pokazują kolorowe magazyny i telewizja śniadaniowa, nie wszystkie kobiety rodzą się z instynktem macierzyńskim. Nie wszystkie także wracają w do formy sprzed ciąży w dwa tygodnie po porodzie. Ina jest matką niedoskonałą, lecz nie zamierza się poddawać.
Porzucona przez przystojnego prezentera telewizyjnego musi okiełznać nie tylko wrzeszczące niemowlę, lecz także nadgorliwą matkę i pełnych dobrych chęci przyjaciół, którzy usiłują ją wyswatać (podsuwając a to sadownika z aspiracjami, a to tancerza z kompleksami). Ina nie zamierza ponownie ulegać chorobie zwanej zakochaniem, lecz czy rzeczywiście już nigdy nie będzie myśleć o niebieskich migdałach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz