Pytanie to zadaję sobie, gdy patrzę na męża, który w wolnych chwilach biega. Patrzę z zazdrością, bo dla mnie to straszny wysiłek. Dla niego natomiast czysta przyjemność. Przyjemność, która trwa od trzech lat , której efektem są przebiegane prawie 3 tysiące kilometrów.
Bieganie ma w sobie moc. Tak wielką, żeby człowieka od siebie uzależnić. Ale przecież lepiej być uzależnionym od endorfin, niż od jakiegoś innego nałogu typu alkohol czy papierosy. Z jednej strony bieganie i aktywność fizyczna „przepisywana” jest na różnego rodzaju fizyczne i psychologiczne bolączki (otyłość czy depresja). Z drugiej zaś to samo bieganie może okazać się źródłem wielu problemów. Niestety często jest tak, że nasza pasja sprawia, że przeholowujemy i wpadamy w jej pułapkę. Okazuje się, że przedawkować można nawet to, co dla nas jest najlepsze, czyli właśnie bieganie.
Biegacze uzależnieni pozytywnie i negatywnie mogą mieć podobny reżim treningowy. Mogą być tak samo zdyscyplinowani i zaangażowani w swój trening. Tyle, że ci uzależnieni negatywnie nie są w stanie odpuścić, powiedzieć basta. W dodatku całe ich życie i wszystkie osoby w ich życiu podporządkowane zostają bieganiu i realizacji biegowych celów. To wcale niegłupie, jeśli się jest zawodowym maratończykiem, ale w przypadku rekreacyjnego biegacza to może mieć opłakane konsekwencje fizyczne i psychiczne. To już staje się nałogiem, zniewoleniem i niezdrowym uzależnieniem.
Dziś lekki mrozek, pierwszy tej zimy śnieg pokrył Marki. Wydaje się , że niekorzystne warunki. O nie! Jak mawiają biegacze - nie ma złej pogody jest tylko zły ubiór. W Markach jest wielu zapalonych biegaczy. Mąż często mija ich podczas swojej trasy. Pozdrawiają się, czasem zagadają, czasem wspólne przebiegną kawałek drogi. Z każdego takiego treningu wraca zadowolony. Dzisiejszego ranka również. Widać, że kocha to swoje bieganie. Czy jest uzależniony? Chyba nie skoro potrafi poświęcić więcej czasu mnie i naszej rodzinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz